Wiatr "porwał" go na 161,5 m. Dyrektor PŚ tłumaczy kontrowersyjną decyzję
- Kiedy dostał zielone światło, na dole skoczni miał wiatr o sile 3,5 m/s. Podczas jego lotu siła wzrosła do 7 m/s - mówi dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile w rozmowie z Wirtualną Polską Sportowe Fakty. W ten sposób działacz odniósł się do niebezpiecznego zdarzenia z udziałem Timiego Zajca, który w Willingen pofrunął aż na 161,5. metr.

Timi Zajc był jednym z uczestników jednoseryjnego konkursu drużyn mieszanych, który udało się przeprowadzić w piątkowe popołudnie w Willingen. Na Muehlenkopfschanze wcześniej przerwano trening skoczków, gdyż intensywne opady deszczu doprowadziły do zniszczenia lodowych torów najazdowych. Później zrobiło się jeszcze gorzej, gdy podmuchy wiatru momentami dochodziły do 8-10 m/s. Z tego powodu odwołano kwalifikacje do sobotnich zmagań indywidualnych.
Słoweniec trafił na bardzo niebezpieczne warunki. Borek Sedlak zapalił zielone światło, gdy w niektórych punktach pomiarowych wiatr przekraczał 3,5 m/s. Wiało pod narty, zatem noszenie było fenomenalne. Zajc szybował niezwykle wysoko i wylądował na niebotycznej odległości - 161,5 m. A w zasadzie próbował ujść z życiem z tego zdarzenia. Siła była tak ogromna, że pomimo hamowania w powietrzu 22-latka wbiło w zeskok, co skutkowało upadkiem. Zaraz po próbie skoczek złapał się za kolano, ale wszystko wskazuje na to, że nie doznał żadnej kontuzji.
Sandro Pertile o skoku Timiego Zajca
Sandro Pertile w rozmowie z Szymonem Łożyńskim z Wirtualnej Polski Sportowe Fakty przekuje, że Borek Sedlak wykonał kapitalną robotę w tych ekstremalnie trudnych warunkach, a incydent z udziałem Zajca był nieprzewidywalny.
- Mieliśmy podgląd na sytuację z wiatrem. Kiedy dostał zielone światło, na dole skoczni miał wiatr o sile 3,5 m/s. Podczas jego lotu siła wzrosła do 7 m/s. Co było widać w telewizji, został uniesiony jak w windzie i ta sytuacja była nieprzewidywalna. Timi wykonał niesamowitą robotę, że tak zamortyzował to lądowanie. Do piątkowego wieczoru nie mieliśmy żadnych niepokojących informacji od niego - tłumaczy Włoch.
- Warunki pogodowe były wyjątkowe trudne. To były najbardziej skomplikowane zawody, odkąd jestem dyrektorem Pucharu Świata. Zdecydowaliśmy się na rywalizację, ponieważ mieliśmy tylko osiem zespołów, w dodatku podzielone na cztery grupy. To było dobre dla nas. Zdecydowaliśmy się tylko na jedną rundę, gdyż warunki były nieprzewidywalne i bardzo trudne - dodaje.
Pertile odpowiada też na krytykę. Pojawiły się głosy, że takie konkursy nie mają wiele wspólnego ze sprawiedliwą sportową rywalizacją, a jedynie narażają zdrowie zawodników.
- Najłatwiej jest komentować po konkursie. Kiedy prowadzimy zawody, decyzję musimy podjąć w ciągu kilku sekund, nie wiedząc co stanie się za chwilę, za kilka minut, czy za godzinę. Musimy opierać swoje decyzje na prognozach pogody, doświadczeniu i umiejętnościach technicznych wszystkich zaangażowanych ekspertów: sztabu FIS i trenerów drużyn. Śledzimy wskazania wiatromierzy, dzielimy się opiniami z trenerami podczas każdej serii, a w piątek ani jeden szkoleniowiec nie był przeciwny decyzji o rozpoczęciu zawodów - mówi.
Kwalifikacje zostały przełożone na sobotę. Rozpoczną się o godz. 14:45, na 1:25 przed konkursem.
RadioZET.pl/WP Sportowe Fakty