Damian Szymański
Damian Szymański w meczu Polska-Irlandia
fot: Adam Jastrzebowski/REPORTER/East News

Syn mówił: Tato, mam wywalone, mogę grać ze starszymi. Teraz jedzie na mundial

Paweł Żurek
Paweł Żurek Redaktor Radia Zet
18.11.2022 10:35

Gdy trener Czesław Michniewicz ogłaszał powołania na mundial, Damian Szymański był w drodze na urlop, który zaplanował z dziewczyną. Wtedy usłyszał swoje nazwisko i powiedział krótko: wracamy, jestem powołany, muszę odpoczywać. - Był tak samo zaskoczony, jak my wszyscy. Nie spodziewał się powołania, ale doszedł do niego sam, swoją ciężką pracą - mówi ojciec Damiana, Krzysztof. 

Cofnijmy się o kilka dni dni. Gdy Czesław Michniewicz informował, kto zostaje powołany na mundial, spodziewał się pan, że usłyszy imię i nazwisko swojego syna?

Nie, wszyscy byliśmy w szoku, łącznie z Damianem. On w ogóle się nie spodziewał powołania i raczej był pogodzony z tym, że teraz jeszcze go nie dostanie. Moment, w którym zobaczyliśmy jego nazwisko i imię, bo jest dwóch Szymańskich w kadrze, wywołał ogromną radość. No i dumę, bo duży wysiłek, który włożył, przyniósł efekt. On do wszystkiego doszedł ciężką pracą.

W ostatnich miesiącach Damian grał regularnie, ale powołań nie było. Myśl o mundialu mimo wszystko się pojawiała? Gdy rozmawiałem z Konradem Szmyrgałą (pierwszy trener Damiana Szymańskiego – przyp. red.) on powiedział, że napisał do pana, iż jest dobrej myśli. To było po meczu AEK-u z Paokiem Saloniki.

Tak, byłem na meczu z PAOK-iem, na który przyjechał także trener Michniewicz. Po spotkaniu krótko rozmawialiśmy. Akurat nie o powołaniu, ale o spotkaniu – selekcjonerowi podobała się atmosfera, a do tego poziom, bo intensywność gry była bardzo wysoka. Damian wyróżniał się na boisku. Później do rozmowy dołączył arbiter spotkania, Daniel Stefański, który potwierdził, że Damian był jednym z najlepszych zawodników na boisku. Może wtedy trener Michniewicz zobaczył, że przez ostatnie miesiące regularnej gry w AEK-u syn zrobił olbrzymi postęp.

Damian specjalnie motywował się na to spotkanie?

Każdy zawodnik, gdy widzi, że jest selekcjoner na trybunach dostaje dodatkową energię. Damian mi powiedział: „Tato, ja będę grał swoje. Nic innego nie mogę zrobić”. Ale na pewno to dodatkowa adrenalina, która pozwala się pokazać, pomyśleć, że może akurat trener coś w nim zobaczy. Mecz z PAOK-iem był dla Damiana udany, ale w poprzednich, choćby z Arisem Saloniki, także zbierał od dziennikarzy pozytywne opinie.

Mówiono o nim, że jest jednym z najlepszych pomocników w całej lidze greckiej. Do tego Damian gra praktycznie zawsze. Miał jedną przerwę za kartki, a ostatnie spotkania, m.in. z Olympiakosem, opuścił przez przeziębienie i trener nie chciał go narażać. Być może to przekonało trenera Michniewicza, zwłaszcza, że w pomocy brakuje zawodników: Kuby Modera, bardzo fajnego chłopaka, Jacka Góralskiego, a Mateusz Klich nie gra już tak regularnie. Karol Linetty gra, ale to decyzja trenera. Klich czy Linetty mogliby się znaleźć w kadrze, jednak trener postawił na Damiana.

Pomimo równej i dobrej gry w Grecji chyba nie można powiedzieć, że Damian był w gronie faworytów do wyjazdu. Wydawało się, że jeżeli chodzi o kadrę został nieco odsunięty na boczny tor. Państwo też tak odbieraliście?

Nie, takie odczucia mieliśmy raczej po powołaniu w czerwcu, gdy AEK był w niewielkim dołku. Zmieniał kilka razy trenera, sytuacja nie była ustabilizowana. Damian wyróżniał się w drużynie, ale cały AEK nie grał dobrze. Drużynę objął wtedy Matías Almeyda, Argentyńczyk, który na lipcowym zgrupowaniu drużyny w Holandii ustawiał Damiana na środkowej obronie, a później przesuwał go na defensywnego pomocnika. Znalazł mu takie miejsce i takie zadania, w których on czuł się dobrze. 

Damian zawsze mówił: „Tato, ja mam wywalone, że gram ze starszymi. Ja chcę grać”

Nie wiem, czy się pan zgodzi, ale chyba jest coś w charakterze Damiana, że po raz drugi wchodzi do kadry z drugiego szeregu. Przed meczem z Anglią Paulo Sousa dowołuje go, gdy kontuzjowany jest m.in. Piotr Zieliński. Teraz pojawia się kolejna szansa i Damian znów dostaje zaufanie trenera.

Tak, zdecydowanie. Sytuacja z powołaniem była dla nas śmieszna, bo Damian mieszka w Grecji z dziewczyną i akurat teraz, gdy dostał powołanie, w Atenach byli jej rodzice, którzy przyjechali na urlop. Poprzednim razem, gdy Paulo Sousa zabrał go na zgrupowanie, było tak samo. Rodzice dziewczyny przyjechali do niego, odpoczywali na plaży, a Damian dostał telefon. „Zbieraj się, musisz przyjechać na kadrę, bo ktoś wypadł, mamy problemy”. Teraz podobnie: Damian w ogóle nie spodziewał się, że dostanie powołanie. Wykupił hotel na dwa dni, a gdy tam jechali, Damian patrzy i mówi: „wracamy, jestem powołany, muszę odpoczywać”.

Po pamiętnym meczu z Anglią Damian powiedział, że spełnił marzenie z dziecięcych lat. Pamięta pan może jakieś momenty, w których syn mówił, że chce grać w kadrze?

Pamiętam. On nawet jak miał 10,12 lat, gdy grał z dziadkiem w piłkę mówił: „dziadziu, dziadziu, ja kiedyś w reprezentacji strzelę gola”. Zawsze to było jego marzenie. Po to trenuje, po to walczy, żeby dostać się do kadry. Powoli, powoli wszystko robił, żeby tak się stało.

Talent także było widać od razu? Z opisów gry Damiana z czasów gry w Kraśniku wynika, że rywalizował ze starszymi i nie odstawał, a jeżeli chodzi o umiejętności miał wszystko.

Było widać, że rośnie piłkarz. Żona się czasem złościła, bo w podstawówce i gimnazjum Damian z nauką był na bakier. Wtedy zobaczyliśmy, ile radości daje mu piłka, bo grał praktycznie codziennie. W sobotę i niedzielę nie można było go zgonić do domu. Jak się ubrał rano, to wracał wieczorem. Może dlatego doszedł do takich rzeczy. Nie chodził do super szkółek, bo w Kraśniku nie było takich. Na samym początku trenował w MUKS-ie kraśnickim, potem w Stali przez krótki okres. Następnie znalazł sobie sam szkółkę w Bełchatowie, gdzie woziłem go na testy. Gdy trafił do GKS-u, w wieku 14-15 lat, sam wiedział czego chce. Jest tak do dzisiaj – dba o siebie, dietę, w domu ma sprzęt, po każdym treningu chodzi do masażystów.

Jak wyglądały początki Damiana w Bełchatowie? Wspominał kiedyś, że gdy zaczynał w szkółce GKS-u musiał spać na podłodze w wojskowym śpiworze.

Sam mu zawoziłem ten śpiwór. Nie miał gdzie spać, więc zatrzymał się u Marcina Flisa (obecnie zawodnik Stali Mielec - red.) i Pawła Zięby (Stal Kraśnik), mieszkali we trzech. Oni go przyjęli, jak to się mówi, po studencku na waleta. Przez kilka miesięcy z nimi mieszkał. Przeszedł chrzest bojowy, ale nic go nie złamało.

Wytrwałość u niego to cecha naturalna czy wyuczona? Pytam też ze względu na pana zawód, bo jest pan wojskowym. 

Uczyliśmy go tego, zawsze mu tłumaczyliśmy, że nic nie jest za darmo. Że dojdzie do czegoś jeśli będzie ciężko, ciężko pracował, że nie można się załamywać.

Damian Szymański
Damian Szymański po zdobyciu gola z Anglią (1:1) na Stadionie Narodowym
fot. AP/Associated Press/East News

Okres bełchatowski nie był dla Damiana najłatwiejszy. Poważny uraz, spadek, nieregularna gra. To też była próba charakteru.

Przeżywał to wszystko. Najpierw ta poważna kontuzja, zerwanie achillesa. My byliśmy przy nim od razu, w trakcie operacji, po zabiegu, gdy miał nogę w szynie przyjechaliśmy do klubu, żeby pożegnał się z chłopakami. W domu wyczynialiśmy cuda, żeby noga mu się zagoiła. Później pojechał do Łodzi na rehabilitację, gdzie kilka miesięcy spędził z Łukaszem Teodorczykiem, który także miał problemy ze zdrowiem. We dwóch łatwiej przeżyć takie trudności. Damian mieszkał przez ten czas w hotelu, leczył się u doktora Bartka i powoli doszedł do zdrowia.

Jak wyglądał powrót do gry po przerwie? W tym momencie sytuację ułatwiłby mu przepis o młodzieżowcu, a wtedy o skład rywalizował z doświadczonymi ligowcami.

Tak, z Grześkiem Baranem, Patrykiem Rachwałem, znanymi zawodnikami z Ekstraklasy. A on musiał z nimi walczyć o pozycję i po jakimś czasie wywalczył. Damiana wypatrzył trener Probierz na jednym z meczów pomiędzy seniorami a młodzieżowcami z Bełchatowa i dał mu szansę w pierwszym składzie. Wtedy można powiedzieć, że wszedł do seniorskiej piłki. On się nie bał. Niektórzy się stresują, że grają z zawodnikami bardziej doświadczonymi od siebie. Damian zawsze mówił: "tato, ja mam wywalone, że gram ze starszymi. Ja chcę grać".

Dojrzałość Damiana zaowocowała tym, że w kolejnym klubie, Wiśle Płock prowadzonej przez Jerzego Brzęczka szybko został wysunięty na pierwszy plan.

My też byliśmy zaskoczeni tym, że zobaczyliśmy go w opasce kapitana. W tej chwili jest też drugim kapitanem w AEK-u, choć w drużynie jest wielu Greków. Taki ma charakter, że mobilizuje drużynę w trakcie meczu.

Jeden z byłych trenerów Damiana mówił: do niego trzeba było dotrzeć, a Jerzemu Brzęczkowi się to udało. Jak pan wspomina współpracę syna z byłym selekcjonerem?

Trener Brzęczek wcześniej wypatrzył Damiana, gdy on grał jeszcze w pierwszej lidze. Potem, po przejściu do Jagiellonii, naciskał na transfer, bo widział, że syn mało gra. Wydaje mi się, że trener sprowadzając Damiana patrzył na siebie, bo mają podobne cechy charakteru. Brzęczek był kapitanem kadry, która w 1992 wywalczyła medal na igrzyskach w Barcelonie. Może zauważył u Damiana podobne nastawienie.

Damian mówił: tato, ja tam idę grać w piłkę. My byliśmy przestraszeni, to jeden z najgorszych okresów w naszym życiu

Charakter, ale i dobra postawa w lidze były przyczyną tego, że trener Brzęczek dał Damianowi szansę debiutu w kadrze?

Trener Brzęczek znał go, wiedział, co może dać drużynie. Prawdę mówiąc, za kadencji selekcjonera Damian nie zebrał wielu minut. Ktoś mówił, że to znajomości, bo trener Brzęczek i Damian byli razem w Wiśle, ale teraz tak to wygląda, że trzeba było być gotowym na krytykę.

Po Wiśle przyszedł dla państwa rodziny czas na pierwszy, dłuższy okres rozłąki. Damian wyjeżdża do Groznego w Rosji.

Myśmy to bardzo przeżywali, szczególnie mój tata. Wiedział, jaki to jest rejon świata. Damian mówił: Tato, ja tam idę grać w piłkę. My byliśmy przestraszeni, to jeden z najgorszych okresów w naszym życiu, martwiliśmy się o niego. Nie mógł się tam Damian odnaleźć, różnie było z grą. Psychicznie też to przeżywał.

Chodziło o kwestie kulturowe, aklimatyzacyjne? Damian mówił, że mieszkał cały czas w hotelu itd.

W związku z tym, że to obszar muzułmański miał kilka nieprzyjemnych sytuacji, ale nie chcę o tym mówić. Nie tylko on musiał się z tym mierzyć. Szczęście od Pana Boga, że uciekł stamtąd i trafił do Grecji.

Damian Szymański
Debiut Damiana Szymańskiego w reprezentacji. 8 września 2018 roku, mecz Polska - Włochy
fot. PAWEL SKRABA/REPORTER/East News

Przygoda Damiana z kadrą to rozstania i powroty. Po trenerze Brzęczku Damian na dłuższy okres znika z radarów selekcjonera, wraca dopiero gdy powołał go Paulo Sousa.

Damian wrócił dzięki postawie w AEK-u i przez kontuzje innych zawodników. Na treningach trener Sousa zauważył, że Damianowi idzie i wystawił go na San Marino. Wypadł dobrze, chyba dlatego potem zagrał z Anglią, gdy Grzesiek Krychowiak był na lekkim zmęczeniu, już widać było, że może być zaraz czerwona kartka. Trener mówił w przerwie: wszystko ok, ale więcej wrzutek w pole karne. Wtedy wszedł Damian i się zdarzył cud (śmiech).

Jakie ma pan nadzieje związane z mundialem?

Wiadomo, że kadrze życzę jak najlepiej, nawet jak się na nich wkurzam. Są spotkania, które nam wychodzą – z Hiszpanią, Szwecją, Anglią, ale są i takie w których oczy bolą. Na turniejach pojawiają się nieoczekiwani bohaterowie. Wyjdzie nam pierwszy mecz, jakiś duch wejdzie w tę drużynę i w kolejnych będą na wyższym poziomie. Przeciwnicy są bardzo mocni, ale na końcu najwięcej zależy od nas.

Damian Szymański od 2020 roku gra w AEK-u Ateny. Najpierw w sezonie 2020/21 był tam wypożyczony z Achmetu Grozny, a potem klub z Grecji wykupił go na stałe. Pomocnik zaczynał karierę w MUKS-ie Kraśnik, potem przez rok grał w Stali Kraśnik, skąd przeszedł do GKS-u Bełchatów, w którym zadebiutował w Ekstraklasie. Później występował w Jagiellonii i Wiśle Płock. Z zespołu Nafciarzy odszedł w styczniu 2019 roku do Achmata Grozny. W kadrze Szymański zadebiutował we wrześniu 2018 roku. Do tej pory rozegrał w niej 7 meczów.

Ojciec Damiana, Krzysztof, jest emerytowanym oficerem Wojska Polskiego w stopniu podpułkownika. Uczestniczył w misjach w Iraku, Kosowie i Bośni.

Paweł Żurek
Paweł Żurek

W RadioZET.pl pracuje od stycznia 2019 roku. Lubi oglądać piłkę nożną i wszystkie inne dyscypliny, w których Polska ma swoją reprezentację. Wolny czas najchętniej spędza z rodziną. Jeśli akurat nie ma jej w pobliżu, gra w piłkę, czyta powieści lub ogląda ligowe zmagania klubów z Ekstraklasy i La Ligi.

logo Tu się dzieje