Oceń
Tomasz Sobania wystartował ze stadionu Piasta Gliwice, a 4 listopada finiszował przed stadionem Camp Nou w Barcelonie. Każdego dnia z przerwami pokonywał dystans maratonu, czyli 42 km.
- Pod koniec moje ciało się przyzwyczaiło do wysiłku, byłem za to zmęczony psychicznie po dwóch miesiącach życia w kamperze. Trudno było mi się zmobilizować do wyjścia na trasę – mówił. - Dwa dni przed metą, na parkingu, w biały dzień, do naszego kampera wbiegł jakiś mężczyzna, zabrał co mógł i uciekł. Straciłem m.in. zegarek, gdzie były zapisane dane ze wszystkich biegów i treningów. To było dla mnie niepojęte, przykre, ale nie odebrało radości – dodał.
Od początku Sobania zabiegał o spotkanie z Robertem Lewandowskim. Długo nie było wiadomo, czy mu się to uda.
Biegł 60 dni, żeby spotkać się z Robertem Lewandowskim
- Spotkaliśmy się w hotelu pod Barceloną. Kiedy przyjechał butelkowozielonym samochodem, serducho mocniej zabiło. Pogratulował mi biegu, interesowała go sportowa strona przedsięwzięcia, przygotowania. Porozmawialiśmy o jego życiu. Dzień wcześniej byłem na meczu Barcelony. Ciekawiło mnie, jak to jest wyjść na stadion, gdzie jest 100 tysięcy ludzi, którzy kibicują, ale jednocześnie oczekują dobrego występu – wyjaśnił biegacz.
Zaznaczył, że tematem rozmowy z piłkarzem było też spełnianie marzeń.
- Pogadaliśmy o tym, jak trudno robić to, czego się naprawdę chce, a nie dostosowywać do oczekiwań innych osób. To było niezwykłe spotkanie. Miałem poczucie największego spełnienia w życiu. Zaczynałem, nie mając nic oprócz marzeń, a dotarłem w miejsce, w którym chciałby być każdy. To było niesamowite uczucie – powiedział.
Kilka miesięcy temu jego bieg do Hiszpanii stanął pod znakiem zapytania, kiedy wycofał się sponsor. Ostatecznie do wyprawy doszło. Wydarzenie miało też wymiar charytatywny. Tomasz Sobania promował internetową zbiórkę pieniędzy dla dziecięcego klubu (świetlicy) działającego w Gliwicach. Chodzi o środki na dokończenie remontu pomieszczeń i opłacenie psychologów, terapeutów. Zapraszał też na trasie do odwiedzenia Śląska, Polski i przyjechania na przyszłoroczne Igrzyska Europejskie (Kraków-Małopolska).
Na trasie do Barcelony towarzyszyło mu troje współpracowników – kierowca, fizjoterapeuta i operator kamery.
- Dwa miesiące życia w kamperze, w czwórkę na małej przestrzeni, to było wyzwanie. Przez większość czasu dogadywaliśmy się super, ale też były dwa momenty, kiedy niewiele brakowało, by "poleciały noże". Teraz z jednej strony cieszę się, że mam spokój, z drugiej – czuje się dziwnie sam – podsumował ze śmiechem biegacz.
Sobania spędzał codziennie w trasie ok. 6 godzin z dwoma półgodzinnymi przerwami. Każdego wieczoru przez trzy godziny był poddawany zabiegom fizjoterapeutycznym.
RadioZET.pl/PAP - Piotr Girczys
Oceń artykuł