Polski skoczek padł ofiarą oszustów. "Strasznie dostałem po tyłku"
Stefan Hula w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” zdradził, że brak medalu na normalnej skoczni podczas zimowych igrzysk w Pjongczangu to tylko jedno z kilku przykrych doświadczeń, jakie w jego przypadku wiązały się z turniejem w Korei Płd. Skoczek po powrocie do domu padł ofiarą oszustów.

Stefan Hula na poprzednich zimowych igrzyskach olimpijskich wywalczył brązowy medal w drużynie, a był też bardzo blisko wywalczenia krążka w zawodach indywidualnych. Na skoczni normalnej zajmował pierwsze miejsce po pierwszej serii (111 metrów), a po drugim skoku spadł na 5. pozycję (105.5 metra).
- Wspominam te igrzyska bardzo dobrze, bo wróciłem z upragnionym medalem. Ta mała skocznia jednak już zawsze będzie mi siedziała w głowie. Trudno, żeby to, co się tam stało, po prostu wyparowało – mówił szczerze Hula.
Stefan Hula: dostałem strasznie po tyłku
Reprezentant Polski w Pekinie opowiedział też o trudnej historii, która przydarzyła mu się już po powrocie do domu z Pjongczangu. - Dostałem strasznie po tyłku i nie każdy o tym wie. Miałem sponsora, ale nie wywiązał się wówczas z umowy. Szkoda gadać. To była katastrofa i strasznie przykra sprawa dla mnie. To bardzo na mnie wpłynęło – przyznał Hula.
Stefan Hula tuż przed igrzyskami olimpijskim w Pekinie wywalczył miejsce w kadrze powołanej na zawody w Chinach. W Zhangjiakou ostatecznie wystartował tylko na normalnej skoczni, na której zajął 26. miejsce.
RadioZET.pl/PAB