Oceń
Marcin Najman za kilka dni zmierzy się z Ryszardem "Szczeną" Dąbrowskim na MMA-VIP 3. Tuż przed walką 42-latek odniósł się do gali PunchDown 5, która zakończyła się dramatem. Przypomnijmy, że PunchDown to federacja walki na tzw. "liście", w której zawodnicy wymierzają sobie ciosy z otwartej dłoni, pojedynkując się 1 na 1.
Podczas piątej edycji gali doszło do dramatycznych wydarzeń. W czasie półfinałowego starcia między Dawidem "Zalesiem" Zalewskim" a Arturem "Walusiem" Walczakiem ten pierwszy znokautował przeciwnika. Był strongman doznał ciężkiego urazu głowy i walczy o życie w szpitalu. Na organizatorów spadła fala krytyki, w tym ze strony Marcina Najmana.
Marcin Najman krytykuje galę PunchDown
- To nie są sporty walki. W MMA czy boksie masz prawo atakować i bronić ciosy. W PunchDown dostajesz potężny "strzał" i nic nie możesz zrobić - zaznaczył.
- Każdy to robi świadomie, na własną odpowiedzialność i dostaje za to pieniądze. W PunchDown czeka się na uderzenie w głowę. Nie rozumiem tego show, bo to na pewno nie jest sport. To jest świadome odbieranie sobie zdrowia. W wielu prywatnych rozmowach mówiłem, że tego nie rozumiem - dodał pięściarz.
W podobnym tonie wypowiadał się Paweł Jóźwiak. Właściciel federacji FEN w rozmowie z serwisem Onet jasno przyznał, że takie gale ze sportem nie mają niczego wspólnego.
- PunchDown ze sportem ma niewiele wspólnego także dlatego, że nie występują tam profesjonalni zawodnicy, a raczej przypadkowe osoby. Jestem przeciwnikiem czegoś takiego. Co nam pozostanie za 10 lat? Ludzie będą rzucać w siebie nożami? Mam nadzieję, że po tym wydarzeniu popularność tego typu wydarzeń się zmniejszy - tłumaczył.
Organizatorzy gali Punchdown wydali oświadczenie, w którym opisali przebieg procesu udzielania pomocy Arturowi Walczakowi.
RadioZET.pl
Oceń artykuł