Oceń
Międzynarodowy Komitet Olimpijski w styczniu zapowiedział, że bada możliwość dopuszczenia rosyjskich i białoruskich sportowców najpierw do kwalifikacji, a później do igrzysk olimpijskich w Paryżu w 2024 roku. Z taką postawą nie zgodzili się przedstawiciele Ukrainy czy państw bałtyckich, w tym Polski i Łotwy, które - podobnie jak zaatakowany przez Putina sąsiad - zapowiedziały bojkot najważniejszej imprezy czterolecia w przypadku wprowadzenia w życie tego pomysłu.
Na odpowiedź MKOl-u nie trzeba było długo czekać. Organizacja odrzuciła ostrą krytykę ze strony ukraińskich urzędników, którzy oskarżyli ruch olimpijski o propagowanie wojny. Napisano m.in. iż "to ekstremalnie niefortunna sytuacja, że prowadzimy tę dyskusję na tak wczesnym etapie, co może doprowadzić do eskalacji groźby bojkotu". Podkreślono, że żadna decyzja jeszcze nie zapadła i próby zainicjowania już teraz bojkotu imprezy są bezzasadne.
MKOl krytykuje Ukrainę
"Bojkot jest naruszeniem Karty Olimpijskiej, wszystkie Narodowe Komitety Olimpijskie są zobowiązane do udziału w igrzyskach" - czytamy w dokumencie.
MKOl zaznaczył, że poprzednie bojkoty nie osiągnęły swoich celów politycznych i stracili na tym tylko sportowcy.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę 24 lutego nałożył sankcje na zbrodnicze kraje i zakazał im udziału w międzynarodowych zawodach. Zachęcał poszczególne federacje krajowe, by wprowadziły podobne ograniczenia. Obecnie prowadzi jednak kampanię świadczącą o niezrozumieniu sytuacji. Przewodniczący Thomas Bach i inni działacze zdają się zapominać, że wojna jeszcze się nie skończyła, a każdego dnia w Ukrainie giną cywile. Aby mu o tym przypomnieć, prezydent Wołodymyr Zełenski zaprosił go do Bachmutu, gdzie kilka dni temu śmierć poniósł m.in. 22-letni lekkoatleta Wołodymyr Androszczuk.
RadioZET.pl/PAP
Oceń artykuł