Oceń
Chcesz być na bieżąco? Śledź Radio ZET - SPORT na Facebooku
Fan stał w niedozwolonym miejscu i robił zdjęcia, kiedy w zbocze z ogromną siłą uderzył samochód Haydena Paddona. Ok. 50-letni mężczyzna nie miał czasu na reakcję, spadł ze skarpy i wpadł pod Hyundaia Nowozelandczyka.
Karetka dotarła na miejsce po 20 minutach ze względu na trudno dostępny teren. W tym momencie kibic - pomimo usilnej reanimacji strażaka - już nie żył. Niektóre źródła mówią, że mężczyzna został przetransportowany do szpitala w Nicei, gdzie zmarł.
Świadkiem całego zdarzenia był belgijski kierowca Romain Dageer. Z jego słów wynika, że kibic zignorował ostrzeżenia.
- Byliśmy jakieś dziesięć metrów od tego miejsca. Wszyscy krzyczeli na niego, że nie może tam stać. Po tym, jak minęły go dwa samochody, to myśleliśmy, że odejdzie. Rajdówka Paddona wpadła w poślizg i poleciała prosto w niego. Ciało było zmiażdżone. Jeden ze strażaków podjął się reanimacji, przez jakąś minutę wyczuwał u niego puls, a potem nic - opisał Belg na łamach portalu DH.be.
Do zdarzenia odniósł się również sam Paddon. - Jest mi niezwykle przykro z powodu tego wypadku. Moje myśli są z rodziną poszkodowanego. Trudno powiedzieć coś więcej w tej chwili. Jesteśmy w szoku po tym, co się stało - napisał Nowozelandczyk.
Wypadek zarejestrowały kamery. Na filmie - po prawej stronie - można dostrzec spadającego mężczyznę.
Pierwszy odcinek Rajdu Monte Carlo został przerwany. Na drugim, wygranym przez Thierry'ego Nauvilla, także doszło do incydentu z udziałem kibica, ale nie był on groźny.
RadioZET.pl/Sportowe Fakty/KS
Oceń artykuł