Klub kazał im grać w koszulkach z tęczowymi elementami. Odmówili
Siedmiu zawodników Manly-Warringah Sea Eagles, drużyny z australijskiej ligi rugby (NRL), odmówiło gry po tym, jak klub nakazał im wystąpić w jednym ze spotkań w koszulkach z tęczowymi elementami. Zamiast wsparcia dla społeczności LGBT, wyszedł skandal.

Manly Warringah Sea Eagles miało być pierwszą drużyną australijskiej ligi rugby, która wesprze społeczność LGBT podczas spotkania. Klub przygotował specjalne koszulki z tęczowymi elementami i pochwalił się nimi na Twitterze. - Cieszymy się, że możemy podzielić się tak ważnym przesłaniem, które tak wiele znaczy dla wielu osób w społeczności - powiedział dyrektor generalny Gary Wolman, cytowany na oficjalnej stronie zespołu. Jego radość była jednak przedwczesna.
Jak informuje BBC, siedmiu zawodników, których nazwiska lokalne media podały do publicznej wiadomości, odmówiło gry z takim nadrukiem z powodów "religijnych lub kulturowych". W rezultacie "buntownicy" nie znaleźli się na 20-osobowej liście powołanych na zaplanowane spotkanie. Z czego wynikało nieporozumienie?
Bunt w drużynie rugby przez "tęczę"
Zdaniem BBC, chodziło przede wszystkim o odgórne postanowienie, bez konsultacji z graczami. Taki też powód podał trener Sea Eagles Des Hasler. Szkoleniowiec ze zrozumieniem podszedł do decyzji swoich podopiecznych, zganił natomiast władze klubu.
- Klub popełnił poważny błąd i wywołał zamieszanie, dyskomfort i ból wielu ludzi, zwłaszcza tych grup, które w rzeczywistości staraliśmy się wspierać - ocenił Hasler. - Trzeba było jednak przynajmniej skonsultować to z zawodnikami. Wyjście z tej sytuacji może być bardzo ciężkie dla Sea Eagles. Prawo rozgrywek NRL zabrania bowiem występów zawodników jednej drużyny w różnych strojach - dodał.
Część internautów zarzuciło siódemce zawodników hipokryzję. Występują bowiem w klubie, który jest sponsorowany przez popularny browar i firmę bukmacherską. Inni podnieśli poważniejszy argument, że "przeszkadza im tęcza, a bronią kolegów uwikłanych w konflikty z prawem".
RadioZET.pl/BBC